piątek, 15 lutego 2008

Qeshm / Keszm

Ta wyspa jest największa w Zatoce Perskiej. Jest też strefą bezcłową, więc handelek kwitnie i centrów handlowych jest „jak mrówków”. No ale my nie po to...

Blisko głównej miejscowości - noszącej taką samą nazwę jak wyspa - znajdują się pieczary, w których odbywał się jakiś starożytny kult (nie pamiętamy nazwy). Jest też zamek portugalski. I tych dwóch rzeczy postanowiliśmy nie oglądać.





Pojechaliśmy przez pół wyspy do rezerwatu lasów namorzynowych. Warto było, warto. To się nieczęsto w końcu widzi. Cisza, spokój, pelikany (chyba) i inne ptaszki (na pewno), a po wyjściu na grząską powierzchnię spod stóp uciekają takie dwunogie żyjątka.





Wracając, zatrzymaliśmy się na parę w chwil w miejscowości Loft (lub Laft), która owszem ma zamek portugalski, ale co ważniejsze: ma charakter. Wyrasta z niej las baadgir-ów (wiatrołapów) a w zatoczce na burcie leżą dau. Doprawdy piękny widok!



Wracaliśmy skaczącą po falach ryczącą motorówką.

Brak komentarzy: