piątek, 21 grudnia 2007

poniedziałek, 17 grudnia 2007

Za niski albo Czy jest alternatywa dla Manhattanu

Czekając na znajomą w bardzo centralnym punkcie, mieliśmy chwilę na refleksję architektoniczną.

Baku od kilku lat jest skutecznie wyburzane i w powstałej przestrzeni na nowo budowane. Wysoko budowane. Kiedy byliśmy w Gandży, to usłyszeliśmy z dumą wypowiadane przez policjanta zdanie, że „u nas też już się buduje 14-piętrowe budynki!”




Refleksja, o której mowa, dotyczyła budynku po prawej (sorry za jakość, ale to zdjęcie z przedpotopowej komórki, gdy możliwość robienia zdjęć była czysto symboliczna). Zastanawialiśmy się, czy będzie remontowany, czy też rozwalony. Zgodnie po chwili milczenia doszliśmy do przekonania, że jest za niski i pójdzie pod młot.

Za parę miesięcy zobaczymy to na własne oczy?

piątek, 14 grudnia 2007

Wiecznie żywy przywódca ogólnonarodowy

Dwunastego grudnia to od 4 lat dzień szczególny w azerbejdżańskim kalendarzu. Jest to rocznica śmierci Heydəra Baby (dziadka Hajdara). Czci się go jak Lenina w minionych czasach i przypisuje mu zbawienie Azerbejdżanu, jednocześnie przemilczając wszystkich innych zasłużonych wcześniej, w szczególności związanego ongiś z Polską (za Piłsudskiego) Memmeda Emina Resulzade, który założył w roku 1918 pierwszą muzułmańską demokrację: Demokratyczną Republikę Azerbejdżanu.

Ale wystarczy tych politycznych wspominek. Miało być o wiecznie żywym...

Otóż dzień wcześniej poszliśmy na mecz siatkówki kobiet. Skład nasz był nieliczny, ale bardzo głośny (ja jako nauczyciel oszczędzałem strun, co mi przysporzyło przydomku „zdrajca”). Calisia wygrała z Azerrailem 3:2 i choć błędów było dużo po obu stronach, to widowisko było ciekawe. Po sprawie dziewczyny zrobiły sobie z nami zdjęcie, co zawsze jest miłe i jakieś takie dowartościowujące dla kibiców.



Ah, zapomniałbym! Na trybunach siedział z nami nie kto inny, a właśnie tytułowy Heydər. Kadeci szkoły wojskowej przybyli w silnej grupie i dobrze wyposażeni w portrety oraz transparent głoszący coś w stylu „Dziadku Hajdarze, jesteś w naszych sercach”. Dziwnie to wyglądało, nieco surrealistycznie i zdecydowanie nie na miejscu, lecz pewnie się nie znam. Gdy azerbejdżański zespół wyraźnie przegrywał drugiego seta, zaczęto zbierać podobizny śp. prezydenta i zwijać transparent. Nikt nie lubi patrzeć na porażki. Także nieboszczycy?

niedziela, 9 grudnia 2007

Przy biesiadnym stole

Pewien znajomy yeraz*, z którym siedzieliśmy przy jednym stole, opowiadał niestworzone rzeczy. Czasem tu się zdarzają tacy zagalopowani szaleńcy forsujący swoje teorie (szczególnie geopolityczne). No więc ten gościu gdzieś wyczytał, że językiem Unii Europejskiej ma się stać język turecki. Osłupiałem. Na szczęście nie byłem sam w swoim przerażeniu pomieszanym z niedowierzaniem. Zaraz odezwał się młodszy współbiesiadnik i mówi, że chyba czytał ten artykuł, ale że tam była mowa o krajach turkijskich, tzw. stanach, czyli wiecie: Kazachstan, Tadżykistan, Uzbekistan...

A jak kiedyś byliśmy w Kazachstanie, to się dowiedzieliśmy, czemu ten wielki kraj nie wszedł razem z nami do UE. Podobna historia, tylko z drugiej ręki. Okazało się, że problematyczne było - z punktu widzenia Kazacha - przyjęcie wtedy tak licznej grupy państw ;)

* - Yeraz to zbitka dwóch słów: 1) Yerewan - Erewan, stolica Armenii oraz 2) Az - Azerbejdżanin. Są to ludzie, których wypędzono z ich ormiańskiej ojczyzny za przynależność narodową. Stało się to na samym początku lat 90. XX wieku. Ludność ta jest traktowana z pewną nieufnością, czasem niechęcią, bo po azerbejdżańsku mówi czasem gorzej niż po ormiańsku, no i wielu z nich ma silny sentyment do tamtych stron. Z kolei yeraska młodzież ma tendencje do mówienia o miejscu swego pochodzenia: Zachodni Azerbejdżan (tak młode pokolenie uczą tutaj w szkole).

czwartek, 6 grudnia 2007

Poeci a gołębie

 

Czy wszędzie jest taki poeta, na którego (za przeproszeniem) srają gołębie? Ten tutaj przyłapany, to ulubiony wieszcz ojca narodu - Huseyn Cavid. Stoi w samym środku czegoś, co można by nazwać od biedy miasteczkiem akademickim.

Posted by Picasa

wtorek, 4 grudnia 2007

Weihnachten

 

Przyszły do Baku święta. Najpierw bazar z tej okazji zrobili w Hyatt'cie Amerykanie. Teraz postarali się Niemcy. Mają swój prężnie działający Kapellhaus, gdzie przygotowali wypieki, loterię i Mikołaja (nie dajcie się nabrać - to nie ten prawdziwy, ale nasz niemiecki sąsiad Daniel, co można stwierdzić po żółtawych rękawiczkach, które kiedyś podarował mi mateo). Na zewnątrz serwowali też obowiązkowy Wurst, piwo i Gluhwein.

Andrej skomentował to tak, że chyba takie imprezy pozwalają wszystkim tam obecnym trochę uciec od otaczającej rzeczywistości. Gorzka prawda.

PS. Zdaje się, że w najbliższy weekend swoją wersję wydadzą Brytyjczycy.

Posted by Picasa