piątek, 25 kwietnia 2008

Cytryny


Mam nadzieję, że ciągle pamiętacie, jak sroga była zima tego roku. Kto cierpi na sklerozę, jest archiwum. Nigdy by człowiek nie pomyślał, że od takich drobnostek jak rekord mrozu może zależeć cena cytryn w kwietniu. Jest to bodaj jedyny owoc w Azerbejdżanie, który kupuje się na sztuki i nikt się głupio nie uśmiecha i dotąd 1 cytryna kosztowała jakieś 20 gapików. Te panie, wierzcie albo nie, chcą za tego pięknego żółtego cytrusa aż manata (2,5 zł)!

A ile stoi teraz siateczka tego dobra w Polsce?

czwartek, 24 kwietnia 2008

Asfalt

Dziś był prawdziwie gorący dzień. Jak napisałem do Johnego: pierwsze poty za płoty.

Przy okazji temperatur - proszę spojrzeć jak kładzie się asfalt.


Jak za starego pierwej - mówi się na Śląsku. Przez to niewiele jest równo położonych odcinków dróg. Dopiero nowa szosa na lotnisko pokaże na co naprawdę stać azerbejdżańskich drogowców (w kooperacji z Niemcami). Powodzenia!

PS. Plotki mówią, że ten odcinek będzie można przejechać - podobnie jak w Niemczech - bez ograniczeń prędkości. Już się boję.

środa, 23 kwietnia 2008

Sala w remoncie



Na tę salę przez ostatnie prawie 3 lata z mniejszymi lub większymi przerwami chodziłem na siatkówkę. Od dzisiaj jest zamknięta, pozbyła się okien, szorstko obchodzi się z nią teraz lud robotniczy. Akurat spotkałem trenerkę - Swietę i spytała, czy w przyszłym roku znów będę chodził. No niestety... Szkoda, bo sala będzie po remoncie.

niedziela, 20 kwietnia 2008

Szeki - 3 punkty obowiązkowe

To już tydzień, jak wróciliśmy z Szeki (oryg. Şəki) - miasta, które po Baku i Półwyspie Abszerońskim, jest następne na liście tych, co zapuszczają się w te „dzikie i niebezpieczne” rejony świata.

 

Główną atrakcją i magnesem przyciągającym turystów do Szeki jest Xan Sarayı (Pałac Chana). - Powyżej widać go trochę w poskładanym lustrze. Drugim miejscem wartym odwiedzenia jest Karvansaray, kiedyś poczekalnia dla wielbłądów, a dzisiaj hotelik dla przybyszy żądnych wrażeń, bo o tej porze bywa chłodnawo, a naszemu koledze nie śniły się raczej odgłosy gryzoni pędzących za przepierzeniem ;-) Naprawdę duża doza klimatyczności.

 
 
 

Chałwa na poniższym obrazku to tradycyjny wyrób przywożony z Szeki i uważany za delikates. Punktów sprzedaży jest mnóstwo i znajdują się w różnych częściach miasta. Nie spotkaliśmy jeszcze obcokrajowca, który dałby radę i polubił ten typ. Trzeba by mieć chyba zęby ze złota i ostre niedobory cukru, żeby się nią na co dzień raczyć.



Aha, jest jeszcze taka knajpa na brzegu rzeki, nazywa się „Səma”, należy się oddalić od centrum - dla widoku i doznań na podniebieniu - warto. To byłby trzeci punkt obowiązkowy.

Posted by Picasa

sobota, 12 kwietnia 2008

Hamam



Tak, hamam to łaźnia, po rosyjsku bania. W Baku jest to wciąż rzecz, która służy myciu się (przecież nie wszystkie mieszkania mają łazienkę) i spotykaniu. Prawie zawsze parowa z ofertą masażu i obdzierania ze skóry czy też raczej naskórka.



Naszą ulubioną łaźnią jest „Fantazja” - 113-letnia z silnym piętnem sowieckiego zaniedbania i jego siermiężnością oraz wspaniałymi marmurowymi wannami. Wnętrze znajdującej się tam czajchany zdobią 2 malunki na kafelkach: z ptactwem (poniżej) i z jeleniem. Co tu kryć, ma miejsce klimat.



PS. Najbardziej wypasionym hamamem w Baku jest „Təzə Bəy” (w wolnym tłumaczeniu: odświeżony pan). Ładnie czysto, schludnie, obsługa na wysokim poziomie, niestety ma to swoją cenę...

środa, 9 kwietnia 2008

Kaukaz cz. B

Quba to nie tylko punkt wypadowy do Xınalıqu. Jest tam też skupisko Żydów Górskich. Mieszkają jako dobrzy sąsiedzi po drugiej stronie rzeki, którą zwą Krasnaja Sloboda. Prowadzą do niej dwa mosty, z czego jeden tylko dla pieszych.

Ot, bogatsza dzielnica, kilka synagog (od zupełnej ruiny do wyremontowanych z funduszy Jointu) - dla bywalców krakowskiego Kazimierza nie jest to w sumie żadna sensacja. Być może najciekawszy element w tej mozaice stanowi cmentarz na wzgórzu, z którego rozciąga się ładna panorama Quby.



Tamtędy prowadzi droga do lezgińskiej miejscowości Qusar. O Lezginach długo można by pisać - że waleczni, że mają swój język, że taniec „Lezginka”, że Dagestan itd. Tym razem te sprawy zeszły na dalszy plan. Jechaliśmy do Lazy (org. Ləzə), która leży u podnóża góry Şahdağ. To jest okolica, gdzie za niedługo powstanie pierwszy w Azerbejdżanie ośrodek narciarski! Stok, wyciąg, sztuczny śnieg, hotel. Budują Włosi.





Spotkaliśmy jeszcze przewodnika na koniu i z komórką, dzięki któremu zrobiliśmy sobie sesję fotograficzną. Gościu prowadzi ludzi przez te góry, co przy braku map może się okazać pożądaną opcją.

Wróciliśmy. Mieliśmy jeszcze iść na mecz siatkarek z Izraela i Azerbejdżanu, ale w Krasnej Slobodzie zostaliśmy wprowadzeni w błąd, co do czasu rozpoczęcia meczu. Najbardziej żal było chyba KO-wcowi, któremu zresztą oberwało się po przyjeździe od „anonimowych” uczestników wycieczki „za żywota”, no bo za co?



Posted by Picasa

poniedziałek, 7 kwietnia 2008

Kaukaz cz. A

 

Przyjechał Janusz, przyjechała Monika. Bez gór żyć ciężko - wszystkim się nam tak zdało, więc ruszyliśmy po raz kolejny szturmować wioskę Xınalıq (czyt. Chynalyg). Dojazd, jeśli pamiętacie, jest piękny, wąwozowy i już nie aż tak niebezpieczny. Znów te mgły, znów śnieg, bośmy się wybrali w samym środku wiosny.

 

Ten krutoj krasavczik przywitał nas, gdy dojechliśmy już na górę. A poniższy eksponat piśmienniczy ujrzeliśmy w tamtejszym Muzeum Etnograficzno-Historycznym.

 

Muzeum to wielkie słowo. Była jedna salka wypełniona wszelkiej maści znaleziskami od archeologicznych po codzienno-domowe. Przy tym prosić o szerszy komentarz nie miało sensu, bo człowiek, który nas wpuścił - choć miły, - niewiele się orientował. Z nawrzucanych rzeczy kilka jednak było ciekawych, a powyższa kniga z tak zapisanymi stronicami to już cud-miód. Aż się boję, ile wytrzyma w takich hardkorowych warunkach :-(

 

Wracając, mieliśmy to szczęście (jak i ostatnio), że trafiliśmy na orły. Miały chrapkę na jagnięcinę chyba, bo w dole przebywał pastuch z podopiecznymi.

Posted by Picasa