Iran, trzeci fragment
Jest dla Iranu tym, czym Kraków dla Polski. Isfahan. Piękny i ze wspaniałą atmosferą.
Prócz porównań kulturalno-duchowych, można się doszukać jeszcze drobnostki o wymiarze dzielnicowym. Kazimierzem Isfahanu jest poniekąd Julfa (czyt. dżulfa) z tym, że nie jest żydowska a ormiańska i akurat raczej nowoczesna i postępowa, a nie podnosząca się z ruiny. Poniżej jeden z trzech kościołów, zwany betlejemskim.
Na powyższym zdjęciu występuje Ali i jego polski rower zakupiony „jeszcze przed Wałęsą” we Francji. Ali pomógł nam dostać się do zurchany (domu siły), areny treningowej tradycyjnego sportu irańskiego. Akcja wygląda tak, że jest ktoś typu trener, kto wali w bęben i dzwoneczki oraz recytuje do tego rytmu np. poezję Hafeza. Siedzi on na podwyższeniu, a u jego stóp w metrowej głębokości arenie ćwiczenia wykonuje grupa zawodników, którzy najpierw się rozgrzewają, a potem popisują swoimi umiejętnościami a'la derwisz czy też a'la ciężarowcy z takimi drewnianymi grubymi pałkami i strasznie ciężkimi łukami a'la tamburyno.