środa, 13 lutego 2008

Bandar Abbas



W największym porcie Iranu życie płynie spokojnie. Nie ma tam wiele do zobaczenia w sensie zabytków, ale gołym okiem widać różnice z pozostałymi miastami, które dotąd widzieliśmy. Mnóstwo się buduje, istnieją centra handlowe (typu nasza galeria), jest znacznie więcej żebraków, nikt sobie nic nie robi z zakazu pykania fajeczki wodnej.



Ale po kolei. Przylecieliśmy jakimś innym samolotem, bo nasz lot odwołano. Na pokładzie z nudów zaczęliśmy grać w kółko i krzyżyk (do pięciu), gdy niemal wszyscy czytali gazety. Steward się zlitował widocznie nad nami i przyniósł nam anglojęzyczny Tehran Times (polecam artykuł o ostatnich produkcjach filmowych związanych jakoś z Iranem: „300” i „Persepolis” - taki rzut oka na świat z drugiej strony lustra).



Jedyna godna uwagi atrakcja dziedzictwa kulturalnego, to świątynia hinduska. Obecnie w remoncie. Nie ma wiele więcej do powiedzenia.



My przyjechaliśmy nad Zatokę Perską dla wysp.

Brak komentarzy: