wtorek, 13 listopada 2007

Niebieskooki Azerbejdżanin



Wisimy Wam parę zdjęć z wyjazdu do Xinaliqu (dokł. Xınalıq, czyt. chynalyg). Spaliśmy w górach, po spartańsku w wiosce Cek (czyt. dżek) u rodziców naszego przewodnika Agaliego. Tam zobaczyliśmy pierwszy śnieg tego sezonu.



Sam Xinaliq jest niesamowicie położony - wysoko w górach, typu 2000 metrów. Ludzie mają tam swój język, który jest odrębny od sąsiedzkich. W oddalonym o zaledwie parę kilometrów Ceku mówi się już po dżecku, ale poza tym miejscem, istnieje jeszcze 5 wiosek posługujących się dżeckim.

Kiedyś wyjechać tam to było coś nawet dla takiego wyczynowca jak Agali i jego starego dobrego UAZa. Dzisiaj to prysc (tak by pewnie powiedział jeden z bohaterów Malickiego), bo wylano asfalt na całej długości. Urok pewnie minął, ale ludzie mają lepiej i chwalą sobie tę modernizację.



Wspaniały jest wąwóz, którym się wspina powoli w górę... Orły na wyciągnięcie ręki przesiadujące na skałach... Czarujące proste jedzenie... I kłopoty z zasięgiem :)



Co zakręt, to betonowe bloczki z intrygującym „N.N.” - w końcu nasz towarzysz rozszyfrował skrót: „nazwisko nieznane” ;)

1 komentarz:

Dodi pisze...

bylismy w Xinaliq z tym samym gosciem! :-)