wtorek, 8 maja 2007

Gija



Jedną z najlepszych rzeczy, jakie nas spotykają w takich ustronnych miejscach jak Qax, jest ludzka gościnność. Być zaproszonym do rodzinnego stołu to ogromny przywilej dla takich kompletnych kosmitów jak my.

Gija jest przyjacielem przyjaciela, więc mieliśmy ułatwione wejście, niemniej jednak kolacja u niego była wspaniałym przeżyciem. Zjedliśmy wieprzowe(! - wszak Gija to Gruzin) szaszłyki, które przygotowywał w piecu zwanym tendir (az.) vel tuna (gruz., jeśli się nie pomyliłem). Wypiliśmy morze wina z przeróżnych naczyń, w tym z rogu - nie da się odstawić nieopróżnionego...

Brak komentarzy: