poniedziałek, 12 maja 2008

Dreszczyk w deszczu

Wszystko zaczęło się bardzo spokojnie i niewinnie. Zawitaliśmy do Diri Baby, czyli mauzoleum sufiego, który tak właśnie się nazywał i został tam po śmierci złożony, ale... się nie rozłożył, no i tak powstał tu pir.



Mieliśmy jednak ambitniejszy plan niż podszamachyńskie Mərəzə - wybieraliśmy się do Lahıca, wioseczki słynącej z wyrobu miedzianych naczyń. Problem pojawił się tuż za Şamaxı. Zaczął padać deszcz.

Po telefonie do przyjaciela zdecydowaliśmy, że jednak warto się wspiąć górską drogą, tylko nie wiedzieliśmy jaka ona jest! Poniżej próbka:



Na odcinku ciut wcześniejszym spróbowaliśmy jeszcze niebiesko-czerwono-zielonego mostku. Przechodzi się go trochę w stylu Roberta Korzeniowskiego. Było ślisko i zimno, ale nie niebezpiecznie, choć na pierwszy rzut oka... - zresztą sami oceńcie.



Lahic był uroczy nawet w ulewie. Chciałoby się pospacerować jego uliczkami, zatrzymać się na noc u kogoś w domu czy wstąpić do łaźni, ale nie tego dnia. Trochę zrezygnowani postanowiliśmy dojechać do Szeki.

Brak komentarzy: