Iran, drugi fragment
Dzięki temu, że tu byliśmy, Kasia mogła zawsze powiedzieć: „Kasia - jak Kaszan, tylko bez n na końcu”. :)
Kaszan to miasto położone 4 godziny drogi autobusem na południe od Teheranu. Warto było się tu pojawić, bo znajdują się tu tradycyjne domy bogatych kupców a zabudowa jest dosyć pociągająca dla europejskich oczu: ulepione z gliny obłe ściany i pozaokrąglane dachy typu kopułowatego.
Jedną noc spędziliśmy na pustyni. Daliśmy się naciągnąć. Potem trochę żałowaliśmy, bo goście, którzy to organizowali, naopowiadali o takich cudach... No ale nie było znów tak źle. Spotkaliśmy fajnego doktoranta z hydrologii, co kopał dołki i brał próbki ze słoną wodą.
Najważniejsze przeżycie wiąże się z poczuciem humoru. Była już noc, piliśmy czaj i zajadaliśmy daktyle. Okazało się, że jeden typek coś tam kojarzy z polskiej sceny politycznej - do wynurzeń sprowokował go stawik, po którym pływały niczego nieświadome gęsi i kaczki... Zaraz po nim ośmielił się inny biesiadnik i opowiedział dowcip o Ahmadineżadzie tej mniej więcej treści:
Do you know, why Mr. President Ahmadinejad likes dates*? Beacause it gives energy and has a nucleo inside!
Było to bardzo na miejscu, naprawdę. Ale dopiero później dowiedzieliśmy się, że w okolicach Kaszanu stoją konstrukcje pokojowego (oczywiście) irańskiego programu atomowego. I gdy jechaliśmy do pięknej wioseczki Abiyaneh, to po drodze minęliśmy niezliczone wzgórki upstrzone działami przeciwlotniczymi.
* Dla niewtajemniczonych: nie chodzi ani o daty, ani o randki, ale o daktyle :) Kawał trudno przetłumaczalny, więc pozostaje w wersji oryginalnie zasłyszanej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz