poniedziałek, 11 czerwca 2007

Celem było jezioro

Ha! W niedzielę trafiła nam się nie lada gratka: wyjazd nad najpiękniejsze jezioro Azerbejdżanu, tj. Göy-Göl. Leży ono w odległości 400 km od stolicy, niedaleko drugiego co do wielkości miasta w kraju – Giandży (Gəncə). Smaczku sprawie nadaje fakt, że jest ono położone zbyt blisko strefy zmilitaryzowanej i objęte zakazem przebywania.

Przypominamy, że AZ jest w konflikcie z Armenią. Na przełomie lat 80. i 90. XX wieku poszło o tereny Górskiego Karabachu (Dağlıq Qarabağ). Rozpętała się niezła jatka, która obudziła stare demony uprzedzeń między tymi nacjami, chociaż w Sowietowie żyli obok siebie bez większych problemów. Wielki Brat namieszał.
Dzisiaj Ormianie (waham się czy pisać Armenia, bo to jednak nie do końca prawda) okupują górskie tereny Karabachu. Wg tutejszych obliczeń jest to 20% terytorium AZ, wg innych źródeł nie więcej niż 15%. Zapewne prawda leży pośrodku. Nieszczęśliwie, niedostępnych jest sporo regionów przyległych do tej strefy.




Nasi znajomi mieli wszystko załatwione na wysokich szczeblach. Niestety po przyjeździe okazało się, że ministerstwo ministerstwu nierówne i obeszliśmy się smakiem. Policjanci robili co mogli, żeby nam pomóc, ale skończyło się na drugim, czyli kluczowym, posterunku wojskowym. W miłym towarzystwie zjedliśmy obowiązkowego szaszłyka i udaliśmy się w drogę powrotną.

Po drodze dosłownie zaliczyliśmy kilka miejscowości. Najpierw jeszcze w drodze „do” zatrzymaliśmy się w Aranie, gdzie znaleźliśmy cmentarz ukraszony portretami i krótkimi życiorysami przeróżnych wodzów – w centralnym miejscu umieszczono obok siebie Babeka, Stalina, Alijewa i Atatürka... Na zdjęciu budynek (być może dawne muzeum poświęcone Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej), na którym nie wszystko udało się przykryć nowymi bohaterami w turbanach.



W Ağdaşu („biały kamień”) odkryliśmy spory lecz koszmarnie zapuszczony karawansaraj, mieszczący od strony ulicy mnóstwo sklepików, golibrodów i kafejek internetowych.



Potem był Xosrov, w którym natknęliśmy się na nieco zaniedbany cmentarzyk z charakterystycznymi drewnianymi nagrobkami w kształcie rombu. Ścięty oznacza pochowanego mężczyznę. Były tam świeże groby, więc tradycja trwa!



Göyçay – dosłownie „niebieska rzeka”, nie zaskoczył nas niczym szczególnym. Prezentujemy zdjęcie muzeum Hajdara Alijewa. Nie zachodziliśmy. Cóż takich muzeów pojawiło się w ostatnim czasie w całym Azerbejdżanie mnóstwo. Na pewno ktoś to liczy. Trudno powiedzieć czym się różnią od siebie, ale nawet nam się nie chce tego sprawdzać, bo poziom muzealnictwa pozostawia wiele do życzenia, a osoba lidera „całego narodu azerbejdżańskiego” już dawno nam się przejadła.

Brak komentarzy: